poniedziałek, 13 stycznia 2014

"Uwaga, Big Data!" - zagrożenia i bariery.

   Poprzedni rok nie był w Polsce rokiem Big Data? No to 2014 będzie. Dotychczas słyszeliśmy o BD w bankowości i finansach, teraz usłyszymy o monitorowaniu sprzedaży w branży FMCG, a za dwa lata może nawet małe podmioty będą zainteresowane usługami Data Scientists.
   W moim interesie jako osoby silnie zaangażowanej w temat (również od strony praktycznej) jest by mówić nie tylko o niewątpliwych korzyściach płynących z analizy Big Data, ale również o związanych z tym zjawiskiem zagrożeniach. Poniżej krótki przegląd.


Big Data to droga impreza, ale musisz na niej być

   To, że nie każdy może pozwolić sobie na Big Data to jasne - nie trzeba być orłem, żeby zaobserwować kto korzysta z takich systemów. Banki, duże firmy energetyczne, instytucje finansowe. Powoli zaczyna go wykorzystywać również sektor publiczny (zwłaszcza system opieki zdrowotnej i policja). Czyli? Wielka Kasa.
   Banał, prawda? Ano niekoniecznie. Niestety z tworzenia systemu Big Data wynikają problemy zwłaszcza dla tych przedsiębiorstw, które takiego systemu jeszcze nie wybudowały. Kogo z was nie irytuje, że wasz bank wysyła wam oferty, które nie tylko wcale was nie interesują, ale na które często nawet się nie łapiecie? No właśnie. Big Data to olbrzymia przewaga konkurencyjna. To zysk dla wizerunku firmy (wysyłamy ci tylko to, czego potrzebujesz, nie marnujemy twojego czasu) oraz szybsza reakcja na sygnały z rynku, w tym sytuacje kryzysowe. 
   No to pomyślmy teraz, co się stanie z małymi i średnimi przedsiębiorstwami?

Klucz jest w kompetencjach

   Dobrze. Wiemy już, że na Big Data potrzebujemy środków. Jasne, możemy skorzystać z niektorych dostępnych narzędzi ocierających się o Big Data (mam tu na myśli dwie polskie firmy zajmujące się analizą Internetu - jedna po prostu monitoruje ruch sieciowy, druga oferuje też narzędzia takie jak analiza sentymentu), ale powiedzmy sobie szczerze - to absolutne minimum. Google Analytics  z powodzeniem radzi sobie z większością tego typu problemów, a analiza sentymentu? Cóż. Skuteczność niewielka, a i przydatność dyskusyjna (obiecuję więcej o tym napisać w innym tekście). Każde przedsiębiorstwo to odosobniony przypadek. Z reguły potrzebuje unikalnych informacji. Wiedzy szytej na miarę.
   Zdobycie takiej wiedzy możliwe jest wyłącznie dzięki osobom z odpowiednimi kompetencjami: po pierwsze w programowaniu, a po drugie w metodologii. I tu trzeba zaznaczyć: osoba odpowiedzialna za budowanie takiego systemu musi być biegła w obu dziedzinach, przy czym kompetencje metodologiczne wydają się nieco ważniejsze. Przede wszystkim musimy wiedzieć jakie dane zbierać i jak uzyskać z nich wiedzę. 

Wiemy co, nie wiemy w jaki sposób

   Jest to jeden z głównych problemów związanych z Big Data. Załóżmy, że firma z branży spożywczej monitoruje sprzedaż w swoich sklepach. Wyobraźmy sobie, że między 12 a 14 w południe drastycznie spada sprzedaż jakiegoś konkretnego towaru. Dobrze zaprojektowany system natychmiast to wykryje, ale rzadko odpowie na pytanie, dlaczego tak się dzieje. A właśnie odpowiedź na pytanie "jak?" będzie kluczowa by zaproponować rozwiązanie. To jeden z powodów, dla których Big Data i "klasyczne" badania rynkowe muszą się uzupełniać.

Pojawią się problemy techniczne

   Na szczęście większość narzędzi służących do analizy dużych ilości danych jest darmowa (mówię przede wszystkim o narzędziach Hadoop, a także o R). Problem w tym, że po pierwsze - wymagają one dużych nakładów na systemy przechowywania i przetwarzania danych (dzięki chmurom nie jest to już aż taki problem), a po drugie - niektóre zadania wykonywane przy ich użyciu mogą okazać się wyjątkowo trudne. Zwłaszcza te oparte na algorytmach "machine-learningowych". Rzecz komplikuje się, gdy zdamy sobie sprawę, że flagowa technologia Big Data, czyli MapReduce nie sprawdza się do niektórych zadań tak jak SQL-owe bazy danych. 

   Co z tym zrobić? Cóż, zaufajcie specjalistom. 


poniedziałek, 16 grudnia 2013

4 trendy, które zmienią świat badań

  Jakie informacje będą miały największe znaczenie dla przedsiębiorstw? Jak firmy będą dowiadywać się o potrzebach konsumentów? Rzut oka na tendencje w świecie badań marketingowych wystarczy by uznać, że za kilka lat "rynek wiedzy" zmieni się nie do poznania. Uznałem za istotne, by ująć w tekście 4 najważniejsze zjawiska. Oto one.

Trend nr 1: Big Data

  Choć pojawiają się już głosy, że rynek Big Data to bańka, wiele wskazuje na to, że dopiero poznajemy jego możliwości. Dotychczas Big Data stosowane było głównie w celach analizy ruchu na stronach (do dziś jest to główne zastosowanie zwłaszcza w sektorze MSP), ale możemy się spodziewać wzrostu jego znaczenia przy analizach zachowań klientów. Co prawda CRM analizowany jest w każdej większej firmie, ale dopiero technologie Big Data pozwalają na  odkrywanie złożonych zależności statystycznych w chaosie informacyjnym - np. odnoszenia danych sprzedażowych do innych, często nieustrukturyzowanych danych z Internetu. Przy czym należy zauważyć, że w wyciąganiu wiedzy z danych ogranicza nas tylko wyobraźnia. Ważne informacje mogą płynąć zarówno z odniesienia danych sprzedażowych do trendów w wyszukiwaniu, jak i chociażby kolorystyki zdjęć na Instagramie. Big Data będzie niekończącą się zabawą pt. "znajdź zależność!".

Trend nr 2: Zacieranie różnic między "jakościówką" a "ilościówką".


  Wśród badaczy i klientów istnieje fundamentalne przekonanie o podziale badań na jakościowe i ilościowe. Pozbądźcie się go. Przy rosnącym znaczeniu badań internetowych możliwe będzie połączenie nieskrępowanych wypowiedzi rozmówców z analizą statystyczną. Przykłady? Najlepszy to pewnie analiza sentymentu. Polega ona na klasyfikowaniu wypowiedzi (najczęściej pochodzących z social media) jako pozytywnych lub negatywnych za pomocą odpowiednich algorytmów. Co prawda na dzień dzisiejszy algorytmy te są bezbłędne tylko w ok. 70% przypadków, ale dzięki stałemu ich rozwijaniu i postępów "machine learning" będą wkrótce niezbędnym składnikiem strategii firm w mediach społecznościowych. To jednak nie koniec. Z tysięcy, a nawet milionów wypowiedzi można wydobywać też informacje na temat budowy języka, dyskursu i używanych symboli i metafor. Brzmi skomplikowanie i wydumanie? Cóż, poznając język klienta poznajesz jego świat.

Trend nr 3: Mobliność


Zaskoczeni? Nieeee. Przytaczanie danych nie ma tu większego sensu, bo wszyscy to wiemy. Coraz więcej osób ze smartfonami, coraz mniej z komputerami stacjonarnymi. Wszystko to wskazuje na fakt, że by dotrzeć do respondenta, będzie trzeba dotrzeć do jego telefonu. Czyli: CAWI na smartfonach, krótkie pytania, szybkie odpowiedzi. Musimy przy tym pamiętać, że prośby o wypełnienie ankiety będą musiały być sprytnie przemycane - np. jako forma zapłaty za konkretny towar. To z kolei prowadzi nas do wniosku, że trzeba będzie wymyślać algorytmy filtrujące odpowiedzi (problem znany przy korzystaniu z płatnych platform badawczych), to z kolei mówi nam o potrzebie rozwijania oprogramowania... ufff... duże wyzwanie.
  O innych informacjach, które można pozyskać od użytkowników mobilnych nawet nie wspominam. Bo dziś geolokalizacja to już banał.

Trend nr 4: Wizualizacja danych i interaktywne raporty


  Jeszcze niedawno musieliśmy wysyłać klientowi papierowy raport, a nasz przedstawiciel prowadził prezentację w Power Paincie. Ten świat już przemija. Prezentacje będą prowadzone przy użyciu innych, bardziej dynamicznych i może bardziej interaktywnych narzędzi; będą też wymgały od prowadzących dużych umiejętności przekazywania wiedzy (pozbądźcie się specjalistycznego słownika). Choć w tym przypadku różnica ma charakter przede wszystkim estetyczny, w przypadku raportów będzie nieco inaczej. Raport przestanie być ciągiem tekstu z przeplatanymi schematami i wykresami, a stanie się interaktywną aplikacją. Klient będzie mógł zagłębiać się w dane na wykresie, przeskakiwać z jednego rozdziału na drugi, jednym słowem - eksplorować wnioski. Właśnie tak - my zajmujemy się tworzeniem i eksplorowaniem danych, nasz klient bawi się wnioskami.

  Oczywiście nie sa to wszystkie trendy. Mógłbym wspomnieć jeszcze o rozwoju machine learning, o stopniowym obumieraniu badań deklaratywnych, o rozwoju neurobiologii i setkach innych rzeczy. Niestety nie piszę książki. Spodziewajcie się jednak następnych tekstów.

Filip Cyprowski

środa, 4 grudnia 2013

Big Data w prostych słowach

Musieliście już o tym słyszeć. Codziennie w samo południe dochodzi do mnie alert o pojawieniu się dwóch, trzech artykułów na ten temat. 8 miesięcy temu był to jeden tekst na tydzień.

Czym jest Big Data? Według popularnej definicji są to po prostu "szybko przetwarzane bardzo duże wolumeny różnorodnych danych". Z reguły wymagające nowych sposobów przetwarzania. Co nam to mówi? Że Big Data to problem.

Na szczęście problem ten jest rozwiązywany przez mądre głowy z całego świata. W ostatnich latach pojawiły się technologie zdolne do przechowywania rozproszonych, ogromnych ilości danych. Cloud Computing - tak, chodzi o chmury. Tylko co nas to obchodzi, jeśli jesteśmy przedsiębiorcą, marketing menadżerem albo specjalistą do spraw badań?

Poza tym, że świat idzie do przodu i tak czy inaczej będziemy musieli się tych technologii nauczyć, interesują nas możliwości wykorzystania Big Data. A te wydają się nieskończone.

Przede wszystkim otrzymamy szczegółową wiedzę o klientach. Tak, nie chodzi już tylko o analitykę CRM w celu wychwycenia zależności statystycznych, ale o wydobycie wiedzy na temat konkretnych klientów. Wierzcie mi, trzy banki w Polsce już to robią, a pozostałe się do tego przymierzają. To tylko kwestia czasu, kiedy naprawdę indywidualne oferty usług (a może i produktów) będą wysyłane na nasz e-mail.

Uzyskamy niespotykaną dotąd wiedzę na temat sytuacji na rynku. Wyobraźcie sobie, że możecie stale monitorować sprzedaż swoich konkurentów, ceny waszych produktów i usług u konkurencji, tendencje w wyszukiwaniu słów kluczowych, nastroje wśród konsumentów i potencjalnych konsumentów (np. "fanów" waszej firmy). Wyobraźcie sobie, że informacje te natychmiastowo możecie odnieść do danych z waszego CRM czy ERP. A teraz wyobraźcie sobie, że wszystkie te informacje odnoszone są do siebie w czasie rzeczywistym.

To jest Big Data - odkrywanie zależności tam gdzie w ogóle się ich nie spodziewacie. 

piątek, 29 listopada 2013

Właściwe narzędzie badawcze - prosta i ważna sprawa

Ostatnio zacząłem od słów „jako psycholog-naukowiec i terapeuta praktyk”. Kusi mnie więc aby zacząć od słów „jako dydaktyk”. A zatem jako dydaktyk stwierdzam, że niekiedy bardzo zdolni studenci (a z chęcią i z radością dodam w tym miejscu, że młodzi badacze z którymi się spotykam, czyli studenci piszący prace badawcze w większości mają naprawdę przemyślane swoje plany), mający znakomite pomysły na badania popełniają pewne powtarzające się błędy (najczęściej wynikające jedynie z braku doświadczenia). Podzielę się w tym miejscu refleksjami na temat tych błędów – może to się komuś przyda, może nie, ale jeśli przyda się choćby jednej osobie – warto. Zwykle dobry pomysł na badania to podstawa. Do tego warto jeszcze dorzucić zaznajomienie się z literaturą (choćby po to, żeby „nie wyważać otwartych drzwi”), niezły warsztat pisarski a także i (co też nie jest bez znaczenia) edytorski. No i rzecz jasna znajomość metodologii i statystyki na tyle, żeby z tego pomysłu jeszcze coś wynikało.
Nas jednak interesują błędy. Czyli jak zwykle konieczne jest skupienie się na tym co wychodzi gorzej niż lepiej. A najłatwiej o błąd zaraz na początku – czyli przy tworzeniu narzędzia badawczego. Niewłaściwe narzędzie nie przyniesie wszak odpowiedzi na postawione pytania problemowe. I co się wówczas dzieje? Dobry pomysł nie przynosi wyniku. No i niekiedy nawet najwytrawniejszy badacz nie jest w stanie z uzyskanych odpowiedzi wyciągnąć jakichkolwiek wniosków. Cały wysiłek spełza wtedy na niczym. Szkoda czasu.
Dużo nieporozumień bierze się z tego, że narzędzie jest niezrozumiałe dla respondenta, za trudne, zbyt długie, zbyt chaotyczne, bezzasadne.
Unikajmy więc błędów na samym początku badań – czyli na etapie tworzenia narzędzia.
A oto najczęściej pojawiające się błędy, z jakimi się stykam: 
  1. Brak jednoznaczności pytań. Niejasno postawione pytanie spowoduje, że uzyskamy mniej odpowiedzi, bądź też nie uzyskamy ich wcale (przypomina mi się w tym miejscu przykład niejednoznaczności komunikatu jaki miał miejsce podczas jednej z akcji społecznych – niestety nie pamiętam dokładnie jakiej – której hasło brzmiało „alkohol działa na impotencję”. Tylko jak działa...)
  2. Pytania sugerujące. Tego typu pytania zaburzają wyniki (mam tu na myśli pytania w rodzaju „czy przestał pan już brać łapówki” :-)
  3. Pytania osobiste – szczególnie na początku – zniechęcają do udzielania odpowiedzi w ogóle.
  4. Brak instrukcji – respondent musi wiedzieć jak udzielać odpowiedzi (czy zaznaczyć jedną, czy więcej, czy swoje preferencje ma np. umieścić na skali, a jeśli tak to co oznaczają cyferki na skali).
  5. Zaczynanie od zbyt trudnych pytań – to zniechęca.
  6. Używanie zbyt trudnych określeń – tym bardziej zniechęca.
  7. Powtarzanie pytań – chyba, że jest to zabieg celowy np. tzw. pytania kontrolne
Pewnie jakbym zastanowił się głębiej to takich błędów znalazłoby się jeszcze sporo. Te powyżej pojawiają się jednak najczęściej u młodych badaczy, którzy przychodzą z pierwszą wersją narzędzia badawczego. Poprawiają je szybko i sprawnie. Bo to przecież proste zastrzeżenia. Ale nie warto lekceważyć tego co proste.

środa, 27 listopada 2013

Badania w służbie człowieka

Jako psycholog-naukowiec, a jednocześnie terapeuta (konkretnie muzykoterapeuta) praktyk interesuję się przede wszystkim tymi obszarami badawczymi, które dotyczą człowieka. A zatem służą człowiekowi, pomagają człowiekowi w funkcjonowaniu społecznym, podnoszą jakość życia człowieka na wszystkich płaszczyznach, pomagają zrozumieć człowieka itd. Może to zabrzmieć zaskakująco, ale nauka jako sztuka dla sztuki, jeśli oderwana jest od człowieka nie interesuje mnie w ogóle. Miałem ostatnio niewątpliwą przyjemność uczestniczyć w konferencji „Kultura, Media, Etyka. W obronie humanistyki”, która odbyła się w Gnieźnie 20 listopada 2013 - organizowanej zresztą przy współpracy NBNP. Z dwudziestu wygłoszonych referatów, których nie zamierzam w tym miejscu streszczać, wynikało jedno. Nauki humanistyczne są wciąż potrzebne i zawsze obecne. Wszystko bowiem co badamy zmierza do tego aby jak najlepiej służyć człowiekowi. Wszystko zatem co badamy, nawet jeśli posługujemy się metodami ścisłymi a badania owe dotyczą nauk przyrodniczych ma w sobie pierwiastek humanizmu.
Podczas tej samej konferencji wielokrotnie poddawano wątpliwości możliwości wyciągania wniosków na podstawie badań w naukach humanistycznych. Tymczasem należące wszak do nauk humanistycznych socjologia czy psychologia posługują się metodami badawczymi zarówno ilościowymi jak i jakościowymi w celu opisania funkcjonowania grup społecznych oraz jednostek w tych grupach funkcjonujących (żeby wspomnieć tu choćby dla przykładu dokonania eksperymentalne psychologii społecznej).
Wniosek? Są dwa. Proste. 1. Badania powinny przede wszystkim mieć walor aplikacyjny i to właśnie w kontekście człowieka. 2. Pamiętajmy, że nawet jeśli w naukach humanistycznych nie jesteśmy w stanie stwierdzić, że coś występuje ZAWSZE i U KAZDEGO to i tak zbliżamy się do poznania człowieka, a przecież o to chodzi :-)

wtorek, 26 listopada 2013

Wcielenia badacza – czyli kim można zostać dzięki socjologii



W pracy badacza do spraw jakościowych – jakkolwiek szumnie i zarazem nieściśle brzmi ten tytuł, właściwie nie precyzując o jakie sprawy chodzi, a przecież nie dotyczy „nowego zawodu, który nie może mieć jeszcze nazwy” (jak dowodził u Barei Jerzy Dobrowolski) – więc w pracy badacza… zjawisk społecznych – lepiej chyba powiedzieć, choć pozostajemy na podobnym poziomie ogólności – jedną z fajniejszych rzeczy jest możliwość wchodzenia w role, łączenia naraz co najmniej kilku funkcji i przez to pośrednie realizowanie marzeń o byciu kimś… kim chciało się być mając na przykład lat naście, a kim się z jakichś tam przyczyn nie zostało. Będąc badaczem społecznym można być jednocześnie:

Dziennikarzem/reporterem – badacz, jak i dziennikarz „robi” wywiady. Klasycznym narzędziem socjologicznym są tzw. IDI – czyli indywidualne wywiady pogłębione (individual depth interview), które przeprowadza się z ekspertami z wybranej dziedziny. Rozmówcą jest z założenia osoba posiadająca szeroką wiedzę na określony temat i już samo to, czyni ją dla nas kimś cennym – nieważne czy jest specjalistą od wierteł, znaczków czy wskaźników ekonomicznych. Jeśli ktoś dobrowolnie godzi się na długi, bo minimum godzinny wywiad – znaczy, że jest człowiekiem z pasją, że o swojej dziedzinie ma naprawdę coś do powiedzenia i że warto tego posłuchać.
Kawa, notes i dyktafon plus odrobina ciekawości świata – dają poczucie reporterskiej misji, można przez chwilę się łudzić, że jest się Ryszardem Kapuścińskim albo Orianą Fallaci i bawić tą konwencją, nie przestając pracować. A najfajniejsza jest w tym przypadku elastyczność. W przeciwieństwie do ankiet, ograniczonych na ogół do pytań zamkniętych, na które odpowiada się wybierając jedną z uprzednio przygotowanych opcji – wywiad pogłębiony ma charakter otwarty. Owszem, jest temat i pewien scenariusz rozmowy, ale kształtuje się ją spontanicznie. Jest kreowana zarówno przez badacza, jak i respondenta, i dzięki temu, w fascynujący sposób nieprzewidywalna.

Psychoanalitykiem – jeśli ktoś marzył o  wsłuchiwaniu się w ludzi, analizowaniu ich postaw, mowy werbalnej i niewerbalnej, zgłębianiu tajników duszy wzorem Dostojewskiego… a rzeczywistość studiów psychologicznych, tudzież sytuacja na rynku pracy – marzenia te brutalnie zweryfikowała – ma szansę na to wszystko jako badacz społeczny. No, może poza Dostojewskim. Podczas godzinnego wywiadu nie da się zajrzeć w otchłań duszy, raczej nie położymy też naszego rozmówcy na kozetce. Niemniej jednak – możemy z nim empatyzować, przeżywać jego uczucia, nastroje, emocje i przede wszystkim go słuchać, uzupełniając treść świadomego przekazu o przekaz podświadomy – jeśli jesteśmy na ten aspekt wyczuleni. Oczywiście nie wolno nam zanadto wchodzić w rolę – pytać o sny czy tropić przejęzyczenia, względnie inne czynności pomyłkowe. Możemy za to doskonalić sztukę słuchania i mądrze wykorzystywać ją dla wiedzy badawczej. I tak piec dwie pieczenie na jednym psycho-społecznym ogniu.

Pisarzem – oczywiście podczas tworzenia raportu z badań. Kiedy już wszystkie dane są zgromadzone, a światło oddzielone od ciemności – przystępuje się do wielkiego dzieła twórczego. To znaczy próby uchwycenia zaobserwowanego świata. Dziesiątki wywiadów, analiz, informacji – pozostających w płynnej, nieukształtowanej postaci – trzeba ująć i nadać im kształt. „Odpowiednie dać rzeczy słowo” – to przecież rola pisarza! Więc tym razem stajemy się pisarzami, z całym bagażem związanych z tą rolą konsekwencji – natchnieniem, frustracją, szałem i kryzysem twórczym. Nie golić się, nie spać po nocach, odpalać papierosa od papierosa – i czuć się jak… dajmy na to Joyce, Beckett czy Ionesco (niepotrzebne skreślić).

Naukowcem - w wersji light można się poczuć naukowcem (wprawdzie badacz społeczny poniekąd już nim jest, jednak nie zawsze w sensie akademickim) – profesorem nadzwyczajnie zwyczajnym – który skrupulatnie, sucho i beznamiętnie wyjaśnia nieuczonym zawiłe zjawiska. W gruncie rzeczy raportom badawczym bliżej do tekstów naukowych. Bliższy im jest język rozpraw teoretycznych niż arcydzieł literackich. Ale wystarczy trochę fantazji i talentu – by z rzemieślnika stać się artystą i odcisnąć na dziedzinie badań społecznych – własne, niepowtarzalne piętno.  

Matematykiem – matematykę zwykło się odróżniać od nauk humanistycznych, mało kto dziś pamięta, że legła ona u podstaw filozofii, którą dziś, przynajmniej w powszechnym mniemaniu (aczkolwiek niesłusznie) wpisuje się w zakres humanistyki. Z filozofii wyodrębniły się nauki, które dziś zwiemy społecznymi, w tym również socjologia. W istocie umiejętność dedukcji, formułowania twierdzeń, wyciągania wniosków i mówiąc najogólniej – logicznego myślenia – jest kluczem w każdej dziedzinie wiedzy, bez niej – nie da się zrozumieć, a tym bardziej przedstawić żadnego fragmentu rzeczywistości. W badaniach społecznych matematykiem czuje się najczęściej „ilościowiec”, a zatem badacz, który zebrane dane ujmuje statystycznie – zamieniając odpowiedzi badanych w wykresy, wskaźniki, liczby. Jest po trosze pitagorejskim magiem, który świat zaklina w liczbę i za jej pomocą próbuje go nam tłumaczyć.

Wtajemniczonym – badacz może stać się wreszcie obserwatorem bardzo wąskich, specyficznych, czasem elitarnych branż i dziedzin. Ponieważ badać można właściwie wszystko (badań społecznych nie ogranicza żadna treść, ich wartość zasadza się na walorach metodologicznych) – w trakcie procesu badawczego dociera się czasem do ludzi z nisz – wytwórców biżuterii bursztynowej, poławiaczy krewetek, konstruktorów skomplikowanych urządzeń, antykwariuszy.
Na krótki czas badacz staje się jakby adeptem tajemnej wiedzy. Jeśli oczywiście pomaga mu w tym wyobraźnia.

Niewiele profesji ma tak cudownie proteuszową naturę.

wtorek, 5 listopada 2013

Drzwiczki do magicznego świata



Drzwiczki do magicznego świata


Wielu filozofów nauki uznawało za podmiot nauki jednostkę. Najczęściej genialnego człowieka, w którego to głowie rozgrywają się niewyobrażalne dla przeciętnego zjadacza chleba procesy myślowe. Wedle tych koncepcji proces innowacyjny mimo, że jest swoistą układanką pomysłów pewnej ilości badaczy i tak może zostać złożony w jedną logiczną całość tylko w jednym umyśle. Prawda?  Warto sobie zadać pytanie, czy tak naprawdę to geniusze tworzą naukę? Odpowiedź może być tylko i wyłącznie negatywna. Naukę tworzy kolektyw badaczy, posiadający określony cel i posługujący sie tym samym lub podobnym językiem naukowym. Ubogi ten badacz, który w zaciszu własnego mieszkania obmyśla kolejne koncepcje. Siłę stanowią Ci, którzy wspólnie, wchodząc ze sobą w interakcję przekuwają własne pomysły w coś większego. W efekcie współpracy tworzą pewnego rodzaju "sieć relacji komunikacyjnych".  Owa sieć powinna być traktowana jako podmiot nauki, a nie pojedyńczy człowiek.
Mimo, że głównymi bohaterami nauki są sieci powiązań międzyludzkich to w efekcie i tak dochodzi do atrybucji autorstwa. Przypisane ono zostaje jednemu bądź kilku osobom. W taki oto sposób powstają mity o genialnych naukowcach i inżynierach.
Naukowcy, analitycy to zwykli ludzie, mimo, że niejednokrotnie rozwiązują skomplikowane procesy badawcze wcale nie muszą być geniuszami. Kluczem do zagadki jest ich warsztat. Metodologia, oprogramowania, wiedza i doświadczenie. To "małe laboratorium" plus otwartość na kontakt z drugim badaczem posiadającym "swoje małe laboratorium" otwiera drzwi do magicznego świata innowacji.

Fleck Ludwig, 1986, Powstanie i rozwój faktu naukowego. Wprowadzenie do nauki o stylu myślowym i kolektywie myślowym.  wyd.Lubelskie
Łukasz Afeltowicz,2011,  Laboratoria w działaniu. Innowacja technologiczna w świetle antropologii nauki. wyd. Oficyna Naukowa